niedziela, 6 listopada 2016

29.

14.02.2015 r.

No i z mojej rozmowy z rodzicami nie wyszło nic. Od razu po rozmowie z Julią pobiegłam do siebie spakować się choć trochę na podróż jaka mnie czekała.  Zadzwoniłam jeszcze do babci z pytaniem, czy mogę się zatrzymać u niej na parę dni, powiadomiłam tatę, że wyjeżdżam i udałam się na dworzec kolejowy z nadzieją, że nie będę musiała długo czekać na transport.


Na szczęście podróż przebiegła bezproblemowo i już po godzinie byłam na miejscu. Od razu po wyjściu z pociągu zadzwoniłam do Julki.
- Słucham Iguś...- odebrała.
- Właśnie dojechałam, idę teraz do babci. Kiedy możemy się spotkać?- spytałam.
- Za piętnaście minut powinnam wrócić do domu. Możesz wtedy wpaść. 
- Dobrze. Do zobaczenia.
- Pa.
Byłam zaniepokojona. Nie wiedziałam co się stało z Pawłem. Czy było to aż tak bardzo poważne, że Julka chciała abym przyjechała.
Dotarłam do domu babci, która chyba coś wiedziała, ale stwierdziła, że lepiej będzie jak dowiem się wszystkiego od dobrze poinformowanych ludzi a nie z plotek, które do niej dotarły.
No tak, przecież w tak małej miejscowości wieści szybko się roznoszą.



Stałam pod rodzinnym domem Julii czekając aż ktoś otworzy mi drzwi. W końcu usłyszałam jak ktoś podchodzi do nich i otwiera. W drzwiach pojawiła się mama Julii.
- Dzień dobry. - przywitałam się - Jest już Julka?
- Dzień dobry. Tak, wejdź. - zrobiła mi miejsce abym mogła znaleźć się w środku - Jest u siebie.
Zdjęłam buty i kurtkę, i już po chwili kierowałam się do pokoju przyjaciółki. Znajdując się przed drzwiami zapukałam lekko.
- Proszę. - usłyszałam.
- Cześć. - weszłam do środka.
- O, jak dobrze, że jesteś. - natychmiast do mnie podeszła i przytuliła.
- Przyjechałam tak szybko jak mogłam, nieźle mnie nastraszyłaś tym telefonem. - powiedziałam - Co się właściwie stało?
- Siadaj, już ci wszystko mówię. - zaczęła - Pamiętasz jak opowiadałam ci kiedyś o tej dziewczynie Pawła...


Nie do końca mogłam uwierzyć w to wszystko co usłyszałam od Julii.
Dał się omotać tej dziewczynie i ma co chciał. W sumie, zakochał się i trudno go za to winić. Wszystkiemu winna jest ta Kinga. Dziewczyna widząc, że jest nią mocno zauroczony postanowiła go wykorzystywać i oszukiwać. A Paweł... był na każde jej zawołanie, zaczął się zmieniać, towarzystwo w którym przebywała Kinga nie było najodpowiedniejszym, ale czego się nie robi dla miłości. No i byłby tak Paweł nadal oszukiwany, gdyby nie postanowił zrobić swojej ukochanej niespodzianki i odwiedzić ją nagle. To co zastał było jak grom. Kinga ze swoim niby kuzynem, w jej mieszkaniu, w mocno dwuznacznej sytuacji, jeszcze dodatkowo naśmiewający się z jego naiwności.
Cios. Zdecydowany cios poniżej pasa.
- Całkiem niespodziewanie zadzwonił do mnie. Powiedział, że chce się pożegnać. Nie wyjaśnił konkretnie, gdy pytałam, czy się gdzieś wyprowadza. Powiedział, że dalszy pobyt tutaj nie ma sensu i się rozłączył. Próbowałam się jeszcze kilka razy do niego dodzwonić, nawet poszłam do jego rodzinnego domu, tam nie było w ogóle nikogo. Tak przez dwa dni zero odzewu.I dopiero dzisiaj z samego rana, zadzwoniła jego mama, że Paweł jest w szpitalu i  chce się ze mną spotkać. On próbował się zabić, rozumiesz? - głos jej drżał - Znalazła go sąsiadka. Tylko dzięki niej przeżył. Wczoraj późnym wieczorem odzyskał przytomność.
- Nie wierzę... - udało mi się wydobyć.
To co powiedziała Julka było nie do pomyślenia. Może gdybyśmy obydwie z Julką nie pogodziły się tak szybko z tym, że Paweł się od nas odsuwa było by inaczej.
- Mogłyśmy go mocniej przekonywać, że to nie jest dziewczyna dla niego. Za szybko się z tego wycofałyśmy. - powiedziałam.
- A co byś zrobiła? Był tak w nią zapatrzony, że nikt nie mógł go przekonać.
- Muszę do niego jechać. - stwierdziłam.
- Nie dzisiaj, już jest późno. Nie wpuszczą nas. Jutro pojedziemy.


Przesiedziałyśmy z Julką w ciszy jeszcze dłuższą chwilę. Każda z nas błądziła, myślami. Chyba obydwie w tym samym miejscu. Kto by się nie martwił, gdyby jedno z jego przyjaciół znalazło się w takiej sytuacji?
- Chodź, zejdziemy coś zjeść. - odezwała się nagle.
Udałyśmy się do kuchni. Julka szybko uszykowała kilka kanapek, które zabrałyśmy ze sobą na górę.
- Porozmawiajmy o czymś, bo oszaleję za chwilę. - stwierdziłam.
- Dobrze. - przytaknęła.
- Co u Łukasza? - spytałam.
- To chyba nie najlepszy temat. - skrzywiła się.
- Coś się stało?
- Nie jesteśmy już razem. - powiedziała, przegryzając kolejną kanapkę.
- Jak to? - zdziwiłam się - Przecież jeszcze niedawno...
- Wiem. - przerwała mi - Stwierdziliśmy, że wszystko potoczyło się za szybko i chyba musimy dać sobie trochę czasu na przemyślenia. Może nam to wyjdzie na dobre.
- To na pewno pomysł tego kretyna, prawda?
- Nie... - westchnęła - Ja to zaproponowałam... - jeszcze bardziej się przygnębiła.
- Julka, ale dlaczego?
- Nie wie no. - zaczęła płakać - Nagle tak palnęłam. Łukasz początkowo myślał, że żartuje, nie chciał tego. A ja jak głupia stwierdziłam, że tak będzie lepiej.
- Żałujesz tego?
- Jak mam nie żałować, jak możliwe, że go straciłam? Od tego czasu w ogóle się nie odezwał. - całkowicie się rozpłakała, a mi nie pozostało nic innego jak tylko ją przytulić.


Julka już zasnęła. Zdecydowanie ostatni czas dla niej też nie jest zbyt łatwy.
Wstałam z łóżka przypominając sobie o tym, że nie poinformowałam Tomka o moim zniknięciu. Odszukałam w torbie telefon i napisałam wiadomość.
   Nie ma mnie w Poznaniu.
   Nie martw się niczym, 

   jutro zadzwonię i wszystko 
   Ci wyjaśnię. Kocham Cię ❤️
   P.S. Chyba musisz porozmawiać
   ze swoim przyjacielem. 

_______________________________________________________________
Witam Was!
Wreszcie udało mi się tutaj coś napisać. Przepraszam, że to wszystko tak długo trwa... Sama już siebie zawodzę teraz o co dopiero Was :(

Dramy, dramy... Osobiście nie za bardzo jestem zadowolona z tego jak to wszystko napisałam ale no cóż... Może w opisywaniu kolejnej dramy pójdzie mi lepiej :P

Dziękuję z góry za Waszą obecność i jeszcze raz przepraszam <3

Następny rozdział, na którymś z blogów pojawi się, gdy skończę się użerać z pracami z psychologii i filozofii...

wtorek, 28 czerwca 2016

28.

13.02.2015 r.


Jako, że jutrzejsze 'święto' zbiega się z meczem Lecha z Pogonią próbowano mnie zmusić (tak, dokładnie) do świętowania Walentynek dzisiaj.
- Nie żebym miała coś przeciwko, ale wiesz, że to strasznie sztuczne święto, prawda?
- Co ci w nim tak bardzo nie odpowiada? - spytał Tomasz stawiając na stoliku dwa kubki z gorącą herbatą.
- Po prostu nie widzę w tym niczego wyjątkowego... Jak kogoś się kocha, to się mu okazuje to cały rok a nie wymyśla jakieś specjalne dni. - wtuliłam się w niego, gdy tylko zajął miejsce obok mnie na kanapie.
- Jesteś strasznie uparta. - zaśmiał się - To może uznajmy, że to kolejny zwykły dzień, który spędzamy razem ?
- Może być. - uśmiechnęłam się - Czyli nie musimy iść do tej restauracji?
- Skąd wiedziałaś? - spytał zdziwiony.
- Jesteś zbyt przewidywalny Tomeczku. - pogłaskałam go po policzku - Ale to nie oznacza, że mam zamiar przesiedzieć cały dzień na tej kanapie.
- Czyli na spacer się zgodzisz?
- Chętnie, ale jak wypiję herbatkę. - powiedziałam co wywołało śmiech Tomasza.



Tak jak powiedziałam, po wypiciu herbaty udaliśmy się na spacer. Szczerze to o wiele bardziej lubię spacerować zimą, po pozornie spokojniejszym mieście niż gorącym latem.  Na cel wybraliśmy sobie tym razem Lasek Marceliński.
- Nie zamierzasz mi dzisiaj chyba uciec nie? - spytał nagle Tomasz przerywając, nie będę ukrywać dość przyjemną ciszę.
- Spokojnie, już się wszyscy przyzwyczaili, że w swoim domu robię za gościa więc nie będzie to żadna niespodzianka. - uśmiechnęłam się.
- Wiesz co... zatrzymał się nagle - Może skoro i tak jak mówisz jesteś w domu gościem to przeprowadzisz się do mnie? - spytał.
Nie spodziewałam się takiej propozycji. Może i jakiś czas temu przygotowałam się na taką ewentualność, po kilku żartobliwych docinkach ze strony taty, ale wydaje mi się, że takie pytanie może zaskoczyć.
- Nie musisz mi odpowiadać od razu. - uśmiechnął się pokrzepiająco patrząc mi w oczy.
Odetchnęłam głęboko.
- Zgadzam się. - wypaliłam.
- Dziękuję. Kocham Cię. - zbliżył się do mnie obejmując dłońmi moją twarz i składając na ustach czuły pocałunek.



Jakby tego wszystkiego było mało dałam się wyciągnąć na łyżwy. Bo przecież:
- Nie jesteśmy aż tak daleko od Ligawy. Żal nie wstąpić.
No i co ja mam zrobić?
- Pamiętasz chyba, że jutro masz mecz? Jak sobie coś zrobisz to nie moja wina. - powiedziałam.
- Damy radę. Tylko godzinkę. - nalegał.
No i co? Pewnie, że poszliśmy na lodowisko. I nie żałowałam, bo prze tę godzinę bawiliśmy się na prawdę świetnie. Wygłupom i śmiechom nie było końca.


- Chyba potrzebuję kolejnej gorącej herbaty. - zaśmiałam się, gdy wróciliśmy już z naszego 'spaceru'.
- Nawet, gdybyśmy nigdzie nie wyszli i tak byś jej potrzebowała. - odpowiedział mi również śmiejąc się Tomek.
- Na to już nic nie poradzę. Obejrzymy jakiś film? - zaproponowałam.
- Jasne, wybierz cokolwiek.
Dość szybko udało mi się coś wybrać. Jednak po jakimś czasie zaczęło mi się nudzić.
- Może zrezygnujemy z tego filmu? - spytałam uśmiechając się lekko.
- Masz jakiś ciekawszy pomysł?
- Myślę, że mogłabym na coś wpaść? -  usiadłam mu na kolanach, zaczęłam delikatnie całować - Ale chyba jednak da się go lepiej zrealizować dwa pomieszczenia dalej. - szepnęłam przerywając czynność.
- Cóż za delikatna sugestia. - zaśmiał się biorąc mnie na ręce i niosąc do sypialni.


14.02.2015 r.


Tomek pojechał z drużyną do Szczecina, a ja wracałam do domu oznajmić rodzicom, że mam zamiar ich opuścić.
Gdy tylko przekroczyłam próg domu zadzwonił mój telefon.
Julka.
- Tak, słucham? - odebrałam.
- Iga... Możesz przyjechać? Mamy problem z Pawłem. - powiedziała.
- Co się stało? - przestraszyłam się.  
- To nie jest rozmowa na telefon. Przyjedź jak będziesz mogła. 
____________________________________________________________
No i jestem :D
Jak Wam się podoba?
Trochę wymęczony ten rozdział, niestety :(
Dziękuję za pomoc przy pisaniu nieocenionej Pani L. ❤️

I tak sobie myślę, że czas kończyć sielankę... I końcówka tego rozdziału juz może mieć coś z tym wspólnego :D


Podrawiam :*

czwartek, 19 maja 2016

27.

13.01.2015 r.

Wreszcie mogę opuścić szpital. Na szczęście, choć nie do końca wiem, czy tak można to nazwać, wszystko skończyło się tylko na anemii. Więc dzisiaj pozostaje mi tylko czekać na wypis.
Siedziałam na łóżku ze spakowaną torbą i czekałam. Zanim pojawił się doktor zdążyłam jeszcze odebrać telefon.
- Słucham? 
- Cześć Iguś. - usłyszałam głos Tomasza.
- No hej.
- Wyszłaś już? - spytał.
- Nie, czekam jeszcze na wypis.
- Ale przyjedzie ktoś po ciebie? 
- Tak, tata powinien niedługo być. 
- To dobrze.
- Nie powinieneś się czasem zając trenowaniem, a nie wydzwaniasz ciągle. Co?
- Martwię się po prostu.
- No wiem, wiem. - odpowiedziałam, w momencie gdy lekarz pojawił się w sali - Muszę kończyć. Odezwę się jeszcze dzisiaj. Pozdrów chłopaków. 
- Jasne. Kocham cie. Pa.
- Ja ciebie tez. Pa.



Na szczęście tata pojawił się chwilę później i mogliśmy już jechać prosto do domu.  Nie  mogłam doczekać kiedy wreszcie będę mogła położyć się we własnym łóżku i porządnie wyspać.
O i zjem wreszcie coś porządnego a nie to szpitalne... coś.
- Prawie bym zapomniał. - odezwał się nagle tata - W domu masz gości.
- Kogo?
- Wiesz, że jestem słaby z zapamiętywaniu imion. - zaśmiał się - Ale to jest ta Julka i jakiś chłopak jeszcze.
Pomyślałam chwilę. Skoro tata mówi, że nie pamięta imienia to pewnie Julka przyjechała z Pawłem. Może uda mi się z nim porządnie porozmawiać.


Weszłam powoli za tatą do domu i już w korytarzu usłyszałam jak mama rozmawia z moimi znajomymi.
- Cześć wszystkim. - uśmiechnęłam się szeroko wchodząc do salonu.
- Nareszcie jesteś. - pierwsza przywitała mnie mama.
- Całkiem nieźle wyglądasz. - przytuliła mnie Julia.
- Fajnie cię widzieć. - powiedział cicho Paweł.
- Mamo pójdziemy do mojego pokoju. - powiedziałam i skierowałam się razem z moimi przyjaciółmi  do mojej sypialni.
Rzuciłam torbę z rzeczami ze szpitala do szafy i usiadłam na łóżku. W międzyczasie Julia i Paweł znaleźli sobie wygodne miejsca na dwóch wielkich pufach.
- Jak się czujesz? - spytała dziewczyna.
- Całkiem dobrze. Nie jest jakoś fatalnie, ale muszę zacząć o siebie dbać, wtedy szybko powinnam pozbyć się anemii. - uśmiechnęłam się - Jakbym była Neymarem zajęło by mi to miesiąc ale wiecie. - zażartowałam - A co u was słychać?
I tak spędziłam całe popołudnie na rozmowie z przyjaciółmi, którzy oznajmili mi, że już wcześniej umówili się z moimi rodzicami, że zostaną u nas jeszcze dwa dni, bo 'dawno się w tym gronie nie widzieliśmy'. No może i to prawda. Przynajmniej dotrzymają mi trochę towarzystwa, gdy Tomek jest na zrupowaniu.
Z Julką rozmowa kleiła się o wiele bardziej niż z Pawłem, ale jeszcze coś z niego wyciągne.


- Niech ktoś odbierze! - krzyknęłam z korytarza, gdy wracałam z łazienki i słyszałam, ze dzwoni mój telefon.
W końcu dotarłam do pokoju i zobaczyłam, że to Paweł był chyba najbliżej.
- Tak, właśnie wróciła. - podał mi urządzenie.
- Słucham?
- No cześć.
- O hej Tomek. Miałam do ciebie zadzwonić za chwilę. - powiedziałam.
- To fajnie... Masz gościa? - spytał dość dziwnym tonem.
- Gości. - poprawiłam go - Julka i Paweł postanowili mnie odwiedzić.  - reszte rozmowy postanowiłam kontynuować poza pokojem więc wyszłam za drzwi.
- Czyli Julka też jest? 
- No chyba mówię wyraźnie. Nie musisz być zazdrosny. - zaśmiałam się.
- Nie jestem. - powiedział pewnie, a ja usłyszałam śmiech Dawida, który najwyraźniej był obok.
- Wydaje mi się, że i ja i twój współlokator mamy inne zdanie. 
- Wy wiecie swoje i ja wiem swoje.
- Tak, tak.  Nadal macie tam taką kiepską pogodę?
- Trochę, ale pojutrze ma być niby o wiele lepiej. 
Porozmawiałam jeszcze kilka minut z Tomkiem i wróciłam do pokoju, gdzie siedział tylko Paweł.
- Julka jest w łazience. - oznajmił.
- Jasne. Możemy porozmawiać?
- Przecież rozmawiamy cały czas.
- Kto rozmawia ten romawia. A przecież nie widzieliśmy się trochę i da się zauważyć, że coś cię gryzie.
I tak udało mi się wyciągnąć z Pawła (przy małem pomocy Julki, która za chwilę wróciła) co się działo u niego w ostatnim czasie i o jego problemach z tą jego dziewczyną, rozwodzie jego rodziców.
Chyba było mu lżej, że wyrzucił z to z siebie.
________________________________________________________________
Witam bardzo serdecznie :)
We wtorek napisałam ostatni egzamin i jak najszybciej chciałam wrócić tutaj coś napisać :)
Trochę było ciężej niż myślałam, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba :D


Wpadłam ostatnio na pomysł nowego opowiadania... Nawet mam kandydata na głównego bohatera, ale stwierdziłam, że zapytam Was jeszcze o zdanie o kim chciałybyście coś przeczytać? :P

Pozdrawiam ❤️

sobota, 26 marca 2016

26.

09.01.2015 r.


Rodzice przed momentem wyszli, a chwilę później pojawił się u mnie lekarz.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się starszy mężczyzna.
- Dzień dobry. Ma pan moje wyniki? - spytałam.
- Tak, ale musimy jeszcze wykonać kilka dodatkowych. - oznajmił.
- Coś jest nie tak?
- Ma pani anemię. Niby nic, ale jest to już ciężka... jakby odmiana i może być to zła oznaka.
- Co ma pan konkretnie namyśli?
- Czasem anemia może pójść w parze z białaczką.
- Jak to białaczka? - zaniepokoiłam się.
- Proszę się nie martwic, wątpię aby w pani przypadku tak było, ale zawsze lepiej się upewnić. Proszę pamiętać, żeby jutro przed badaniami nic nie jeść. Do zobaczenia. - pożegnał się.
- Do widzenia.
Słowa lekarza na prawdę mnie zaniepokoiły. A jeśli nie skończy się tylko na anemii. Zaczęłam płakać.Nigdy bym nie pomyślała, że może mnie spotkać coś takiego.
Może powinnam zaufać słowom lekarza, ale czarne myśli zawsze w takich sytuacjach przeważały.
Ułożyłam się na boku, twarzą do ściany i próbowałam zasnąć, uspokoić się. Zamknęłam oczy. Usłyszałam jak drzwi do sali się otwierają, ktoś wchodzi do środka i siada przy moim łóżku.
Odwróciłam się twarzą do gościa.
Kłamstwo ma krótkie nogi?
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
Podniosłaś się do pozycji siedzącej i spuściłam głowę.
- Iga, dlaczego? - słyszałam w jego głosie smutek ale i nutkę złości.
- Możesz mnie po prostu przytulić?
Natychmiast spełnił moją prośbę. Usiadł na skraju szpitalnego łóżka i mocno mnie objął.



- Opowiesz mi teraz o co dokładnie tutaj chodzi? - spytał Tomek, gdy już się trochę uspokoiłam.
Odetchnęłam głęboko i zaczęłam mówić. O moich omdleniach, o tym, że tata zawiózł mnie do szpitala, o rozmowie z lekarzem...
- Czyli to nic pewnego? - spytał - Wiesz, usłyszałem będąc pod drzwiami tylko białaczka i zacząłem myśleć o najgorszym. Ale to nie wygląda źle.
- Łatwo ci mówić. - burknęłam.
- Iga, nie możesz tak mówić. Lekarz powiedział ci rzecz, o której inni tylko marzą żeby to usłyszeć. Jestem przekonany, że wyniki jutrzejszych badań wykażą, że nie było się czym martwić. - mówił - Co nie znaczy, że nie będziesz musiała zabrać się za siebie. A ja cię przypilnuje. Anemii też nie wolno lekceważyć.
- Dziękuję ci. - powiedziałam - W sumie nie wiem, dlaczego nie powiedziałam Ci o wszystkim od razu. Myślałam, że raz dwa mnie wypuszczą stąd i udam, że nic się nie stało, ale jak widać nie udało się.
- O nie, nie. Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś ukryć przede mną taki fakt. Kłamstwo to najgorsza rzecz jaka może być.
- Wiem, przepraszam. - westchnęłam.
- Teraz odpocznij trochę. Przyjadę jutro z samego rana.



Planowałam iść już spać. Jednak ktoś postanowił mi przeszkodzić.
- Tak, słucham? - odebrałam telefon.
- Iga! Boże, dziewczyno co się z tobą dzieje! Żyjesz? Wszystko w porządku? Jesteś w szpitalu tak? To coś poważnego? Dlaczego w ogóle nic nie dałaś znaku? 
- Julka. Stop. - musiałam przerwać słowotok przyjaciółki.
- Dobrze, przepraszam. - westchnęła - Ale opowiadaj.
- No już. 
Streściłam jej wszystko.
- Skąd w ogóle wiesz o wszystkim? - spytałam.
- Poczta pantoflowa. - zaśmiała się - Tomek zadzwonił do Łukasza, ten powiadomił mnie i dzwonię. 
- No w sumie mogłam się spodziewać. - zaśmiałam się  - Wróciłaś już do Polski?
- Tak, wczoraj. Familia się trochę stęskniła. 
- Ehh, no tak. Jak będzie jeszcze do ciebie Łukasz dzwonił to go pozdrów. 
- Po co, jak pewnie sam do ciebie za chwilę zadzwoni.
- W sumie...
- Iga.. - zaczęła - Miałaś ostatnio jakiś kontakt z Pawłem może?
- Nie, dlaczego? 
- Nie, w sumie nie ważne. Odpoczywaj, odezwę się jeszcze, albo cię odwiedzę niedługo. Paa. 
Dziwne.
Teraz nie pozostało mi nic innego, jak wyspać się przed jutrem.
________________________________________________________________
Czy teraz zasłużyłam na fanfary? XDDD
Ja wiem, ze może krótkie, ale nawet nie wiecie jak sama się cieszę, ze cokolwiek udało mi się napisać. [ Zaczynam doceniać małe rzeczy]

I tak w ogóle życzenia świąteczne.
Kolorowych jajeczek,
 rozczochranych owieczek,
rozkicanych króliczków,
pyszności w koszyczku,
a przede wszystkim
mokrego ubrania w dniu wielkiego lania!
(Przepraszam, ale sama nie umiem nic wymyślić XDD)
WESOŁYCH ŚWIĄT! ♥
Pozdrawiam :* 

 A i jeszcze.. do usłyszenia prawdopodobnie dopiero po maturach ;)

niedziela, 13 marca 2016

25.

09.01.2016 r.


No to sobie nagrzebałam. A może poprosić rodziców, żeby nic nie mówili Tomkowi?
Po raz kolejny w ostatnich dniach zemdlałam, więc tata zawiózł mnie do szpitala. Teraz tak sobie lezę i czekam na wyniki. Chociaż pewnie dowiem się czegoś dopiero jutro.
Telefon...
- Słucham? - odebrałam.
- Mogę wpaść po Ciebie? - Tomek.
- Wiesz co... - chciałam coś szybko wymyślić - Raczej nie dzisiaj. Obiecałam mamie, że spędzie z nią trochę czasu.
- Nawet wieczorem?
- Nawet wieczorem...


Ugh. Szpitalne łóżko do najwygodniejszych nie należy. Jak na złość jestem jeszcze na sali sama i nie ma do kogo się odezwać. Halo! Nie potrzebuje izolatki,
Chociaż pewnie jakbym miała jakieś towarzystwo to i tak by już spało przecież po drugiej już jest.
Ciekawe jak długo będą mnie tu trzymać.


Koniec końców udało mi się zasnąć, długo to nie trwało ale zawsze coś. Jak tak patrze na szpitalne jedzenie to mam nadzieję, że mama pomyśli i przywiezie mi coś dobrego.
- Dzień dobry, jak się pani czuje? - pojawił się lekarz.
- Całkiem dobrze.
- Żadnych zawrotów głowy, nudności? - zaczął pytać.
- Trochę mnie głowa boli, ale poza tym wszystko w porządku.
- Okej. Za chwilę pielęgniarka przyniesie ci tabletkę przeciwbólową, jeśli coś by się działo proszę powiadomić.
- Jasne. - doktor chciał wychodzić - Proszę pana, wiadomo kiedy mniej więcej będę mogła wyjść?
- Z tego co mi wiadomo dzisiaj albo jutro otrzymamy pani wyniki wtedy jakaś decyzja raczej będzie.


Próbowałam odespać noc, z nadzieją, że na żadne badania mnie nie zabiorą ale zawsze coś musi przeszkodzić.
- Może dzisiaj dasz się namówić na jakieś wyjście?- Tomasz.
- Tak bardzo za mną tęsknisz? - zaśmiałam się.
- Nawet bardziej. To co? Jesteś za? - spytał - Ale uprzedzam, ze popołudniu bo najpierw mam zadanie odwiedzić jakieś dzieciaki w szpitalu. 
Natychmiast próbowałam sobie przypomnieć czy piętro niżej nie znajduje się czasem oddział dziecięcy.
A może to będzie jednak inny szpital.
- Raczej nie...



Tomasz


- Raczej nie..
- Iga czy coś się stało? - trochę niepokoi mnie jej zachowanie.
Przez chwilę zapanowała głucha cisza.
- Halo, jesteś tam?
- Tak tak. - głos jej lekko zadrżał - Przepraszam nie mogę rozmawiać. - rozłączyła się szybko. 
Zdecydowanie jest coś nie tak. Tylko dlaczego ona się tak zachowuje? 



Dojechałem już pod szpital, gdzie czekali już Jasmin, Trała i Kownaś.  Nie lubię takich miejsc ale jak mus to mus.
Przywitałem się z chłopakami i już mieliśmy wchodzić do środka, gdy zobaczyłem wychodzących z budynku rodziców Igi. Mam nadzieję, że to nie oznacza tego co myślę. Udało mi się szybko do nich podejść.
- Dzień dobry. - przywitałem się.
- Cześć Tomek. - odpowiedziała mi mama Igi.
- Trochę niespodziewane spotkanie. - uśmiechnąłem się - Kogo państwo odwiedzili? - próbowałem wybadać sytuację.
Pani Janik widocznie się zmieszała, spojrzała z niepokojem na męża.
- Przyszliśmy do mojej kuzynki. - odpowiedział mężczyzna  - Przepraszam Cię ale spieszymy się.



Przez cały pobyt w tym szpitalu starałem się skupić na głównym celu naszej wizyty ale moje myśli uciekały gdzie indziej. Cały czas zastanawiałem się o co chodzi z tą całą sytuacją z Igą.  Zacząłem się jeszcze bardziej martwić od spotkania z jej rodzicami.
Coś mnie podkusiło żeby już w wolnym czasie zajrzeć na oddział piętro wyżej.
- Dzień dobry. Znajduje się tutaj może Iga Janik? - od razu spytałem w recepcji.
- Sala 4. - powiedziała oschle pielęgniarka nawet na mnie nie patrząc.
A jednak.
Podszedłem pod salę, drzwi były uchylone a w środku najwyraźniej był jakiś lekarz. Postanowiłem zaczekać, ale jednak posłuchać trochę rozmowę.
- Jak to białaczka? - usłyszałem drżący głos Igi.
W tym momencie miałem nadzieję, że to wszystko jedna wielka pomyłka.
__________________________________________
Proszę o fanfary :D
Co wy na to?
Za wszystkie błędy juz teraz przepraszam xd
Ten rozdział i następny a może dwa następne trochę zainspirowało życie. Oczywiście nie było aż tak tragicznie. Ale co będzie z Igą... Who knows :P
Czekam na wasze opinie ;)

niedziela, 21 lutego 2016

24.

31.12.2014 r.


Powoli zaczynałam się budzić. Jeszcze z zamkniętymi oczyma zaczęłam się przeciągać. Jedna ręka... Druga... Ups...
- Ała! Co ja Ci zrobiłem? - usłyszałam Tomasza, który oberwał ode mnie w twarz. 
- Przepraszam, nie chciałam. - powiedziałam po czym zaczęłam się śmiać. 
- No bardzo śmieszne. - oburzył się  - Proszę śmiej się dalej.
- Dobrze, już nie będę. - próbowałam uspokoić napad śmiechu.
- Skoro tak bardzo jest ci do śmiechu, to co zrobisz teraz? -  w mgnieniu oka Tomasz znalazł się nade mną i zaczął mnie łaskotać.
- Proszę... Nieee... - piszczałam przez śmiech - Jeśli chcesz... żyć... to przestań. - nadal wiłam się ze śmiechu. 
Po chwili usłyszeliśmy za drzwiami głos Łukasza. 
- Macie minute żeby się uspokoić i wchodzę! - krzyknął.
Boże, uratował mi życie! 
- Masz szczęście. - zaśmiał się Tomek, po czym szybko mnie pocałował i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
Po chwili drzwi się otworzyły i pojawił się Łukasz.
- No diabły dwa, macie się ogarnąć, śniadanie za chwilę. - oznajmił.
- My diabły? - spytałam.
- Tak, ja przynajmniej jestem grzeczny, nie tak jak wy przed chwilą.
- To jego wina! - krzyknęłam w tym samym momencie, w którym Tomasz powiedział:
- To jej wina!



Początkowo pojawiły się w mojej głowie myśli, że może wyjdziemy gdzieś świętować do jakiegoś klubu albo coś, ale okazało się, że Łukasz nic takiego nie planuje i zostajemy w domu. Może i nawet lepiej.
- Jak się czujesz? - spytała Julka, która przyszła sprawdzić czy się przebudziłam.
- Lepiej, przepraszam za to wszystko. - podniosłam się do pozycji siedzącej - Ostatnio jakoś nie mam czasu, żeby o siebie jakoś bardziej zadbać i to właśnie wyszło. - no przyznaję, zemdlało mi się.
- Nieźle nas przestraszyłaś.
- To nic takiego.- uśmiechnęłam się - Każdemu się może zdarzyć. Która w ogóle godzina?
- Coś po 16. - stwierdziła Julia - Poleż jeszcze trochę, pójdę powiedzieć chłopakom, że się obudziłaś.
Opuściła pomieszczenie.
Co ja narobiłam. Jak wszystko jest fajnie to Iga musi zemdleć. Mam nadzieję, że nie zepsułam tego dnia tak całkowicie. No ale zdarza mi się.
Chwilę po wyjściu Julki w pokoju pojawił się Tomasz.
- Wszystko w porządku? - spytał wpakowując się obok mnie.
- Może być. - wtuliłam się w niego - Chyba muszę przeprosić Łukasza... - stwierdziłam.
- Niby za co? - zdziwił się - Daj spokój, on chciał po prostu spędzić czas z jakimiś bliskimi osobami i zaprosił nas tutaj, bo chciał żeby jego też ktoś odwiedził, bo w końcu chyba nikt tak często tutaj nie wpada.
- Sam ci to powiedział, czy bawisz się w psychologa, chociaż nie wiem czy nie powinnam powiedzieć psychiatrę.
- I wraca Iga. - zaśmiał się.



Godzina 22:47. Czuję się dobrze, mówiłam przecież, że to po prostu się zdarza więc nie rozumiem dlaczego nie pozwalali mi początkowo tknąć alkoholu... Całe szczęście Julka stanęła po mojej stronie i pod pretekstem soku przemycała... no coś innego.
Chłopaki też byli w całkiem niezłym stanie. Ale miałam wrażenie, że jeszcze są w dobrym stanie.


Godzina 23:56.
- Pomogę. - zgarnęłam z kuchni kieliszki do szampana i zaniosłam do salonu.
Julka szła tuż za mną z butelką tegoż napoju w ręce. Wszystko gotowe na powitanie Nowego Roku.
Tomasz kończył rozmawiać przez telefon z Pauliną.
- Daj mi ją na chwilę. - zabrałam mu telefon - Cześć. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Szkoda, że nie możemy razem świętować. 
- Dziękuję, Tobie również Iguś. Odbijemy sobie jeszcze kiedyś. - zaśmiała się.
- Minuta została! - krzyknął Łukasz.
- Trzymam Cię za słowo. Pa. - zakończyłam szybko rozmowę.
Tomek podał mi kieliszek z szampanem. Zaczęło się odliczanie.
10...
9...
8...
7...
6....
5...
4...
3...
- Wszystkiego najlepszego. - powiedział Tomek chwilę przed rozpoczęciem Nowego Roku i skutecznie uniemożliwił mi odpowiedź pocałunkiem.
- Szczęśliwego Nowego Roku. - odpowiedziałam już później.

01.01.2015 r.

Godzina 2:17. Mówiłam, że ten dobry stan chłopaków to było "jeszcze"? Niektórzy mówią, że byle do północy a potem to niech się dzieje wola nieba. I przed sobą miałyśmy z Julką dwa doskonałe przykłady na to leżące na kanapie.
- Co robimy? - spytała przyjaciółka.
- Ja bym ich tak zostawiła. - stwierdziłam - Nie słuchali to mają co chcieli.
- Tylko współczuję im rano.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. - zaśmiałam się - A my mamy trochę spokoju.
- Jesteś okrutna. - również zaczęła się śmiać.


Leniwie podniosłam się do pozycji siedzącej. Godzina? 11:34. Całkiem nieźle. Ciekawiło mnie czy Tomek z Łukaszem jeszcze śpią.
Powoli trafiłam do salonu.
- No witam śpiących królewiczów. - powiedziałam radośnie - Jak się spało?
- Nie rozmawiamy z wami. - oznajmił Teo.
- Ja to się Tobą zaopiekowałem jak sobie urządziłaś libacje z moją siostrą a Ty co? - zaczął Tomek co wywołało tylko mój śmiech.
____________________________________________
Wymęczyłam :D
Trochę słabo wyszło ale na prawdę cieszę się, że jest w końcu coś tutaj.
Trzymajcie kciuki żeby kolejny był lepszy ;)
Za błędy przepraszam :D



wtorek, 5 stycznia 2016

23.

30.12.2014 r.


Zapomniałam, że wycieczka do Kijowa wiąże się, z lotem samolotem. Nie boje się, po prostu nie lubię. Jakoś tak wole podróżować inaczej.
Niby bilet mieliśmy zarezerwowany początktowo na Sylwestra, ale jakoś udało się zmienć datę. Zdecydowaliśmy się polecieć dzień wcześnie, bo? W sumie nie wiem, Tomek tak zaproponował a mi to nie przeszkadzało. I tak wybraliśmy taki lot, że na miejscu byliśmy późnym popołudniem, więc mozę lepiej.
- Na pewno będzie czekał na nas na lotnisku? - spytałam.
- Tak, nie zapomniałby przecież. - stwierdził Tomek.
- No ja nie wiem. Jak zapomniał to ja nawet na tym lotnisku spać mogę, bo nie mam zamiaru błądzić. - odparłam.
- Uwierz w niego. - usłyszałam śmiech.


W końcu wylądowaliśmy w Kijowie. Łukasz na swoje szczęście czekał na lotnisku. Przywitania tych debili opisać się nie da, chyba wystarczy słowo, którego przed chwilą użyłam.
- Oj Iguś coś marnie wyglądasz. - zaśmiał się spoglądając na mnie,
- Tak, Łukaszku też się cieszę, że cię widzę. - uśmiechnęłam się
- Iga w samolocie już panikowała, że o nas zapomnisz i planowała nocleg na lotnisku. - wtrącił Tomasz.
- No wiesz, planowałem ą zabrać do siebie też, ale jak chcesz Iga możesz tutaj zostać.
- Nie, nie. Jedźmy już. - powiedziałam.


Do mieszkania Teo zawiózł nas... a jakże, jego szofer. Faktycznie sami z Tomaszem byśmy chyba nieźle się gubili.
- Ja mam nadzieję, że już dzisiaj przedstawisz nam tę "J". - powiedziałam, gdy znaleźliśmy się pod jego mieszkaniem.
- Tak, tak. Wchodźcie do środka i wszystko się wyjaśni.
Wykonaliśmy polecenie gospodarza. Po przekroczeniu progu mieszkania i wejściu do salonu doznałam szoku.
- Julka?! - krzyknęłam.
- Niespodzianka. - uśmiechnęła się radośnie - Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła.
- Bo tak się trochę czuję. - stwierdziłam.


Uparłam się, i na to nie było rady, że Julka musi mi to wszystko wyjaśnić. Natychmiast.
Zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju, żebyśmy miały spokój.
- Jak? Skąd wy się w ogóle znacie? - pytałam będąc w głębokim szoku.
- Powoli. Wszystko Ci opowiem. Spokojnie.
- No dalej...
Jak się okazało, gdy Julka odwiedzała mnie w sierpniu, a właściwie gdy już wyjeżdżała Teo wpadł na nią pod moim domem. Niby tylko "przepraszam" i się rozeszli w swoich kierunkach. Jak ogromne było jej zdziwienie, gdy kilka dni później odezwał się do niej na jednym z portali społecznościowych. I tak to się jakoś potoczyło. Ten idiota nawet często przylatywał do Polski, żeby się z nią spotkać. Ale tak na serio parą zostali na początku grudnia.
I ja się pytam dlaczego o niczym nie wiedziałam? Ani jedno ani drugie nie puściło pary z ust, no co za szuje...
Faktycznie, pamiętam, że Łukasz spytał mnie raz o Julkę, ale skąd miałam wiedzieć, że coś takiego potem się stanie.
- Nie jesteś zła? - spytała po chwili ciszy.
- Na co mam być zła?
- No na to wszystko, że nic ci nie mówiłam. Wiesz ja sama nawet nie wierzyłam do końca w to co się dzieje, nie chciałam też zapeszać. A jak już się tak na prawdę zeszliśmy to zdecydowaliśmy, że Łukasz was zaprosi tutaj i dopiero wtedy wam powiemy.
- Nie jestem zła. - powiedziałam - Jestem po prostu zaskoczona trochę bardzo. Powiedz mi, jesteś szczęśliwa?
- Chyba tak... nie na pewno tak. - uśmiechnęła się.
- To najważniejsze. - również się uśmiechnęłam - Cieszę się bardzo. - przytuliłam przyjaciółkę.
- To co, wracamy do nich?
- No chodźmy.
Opuściłyśmy pomieszczenie w poszukiwaniu naszych panów. Jak się okazało w całkiem dobrych nastrojach okupowali salon grając w Fife. Nie dziwne.
- Już się nagadałyście? - kto miał się odezwać jak nie Łukasz - Coś krótkie te plotki. - zaczął się śmiać.
- Wiesz, byłyśmy ciekawe czy wy nas nie obgadujecie i wyszłyśmy. - odparłam - Ale widzę nudy.
- Jak chcecie możemy iść dalej pogadać.
- O ja chętnie poopowiadam Julii ciekawe rzeczy. - uśmiechnęłam się łobuzerko.
- Tomaszu, kończymy grę i pilnuj swojej pani, zeby mojej nie opowiadała głupot. - zarządził gospodarz.
__________________________________________________________________
No i witam gorąco choć pogoda za oknem taka, ze zamarznąć nie trudno. Ale no tak my zamarzamy a inny wypoczywają gdzieś w Emiratach Arabskich XDDDD

Nawet nie wiecie jak bardzo jestem niezadowolona z tego rozdziału. Szczególnie zawiodłam się na końcówce i chyba nie tak miało to wyglądać.
Nie powiem kto mnie popędzał więc dodaje <3

No i mamy rozwiązanie co do J.
Paulina gratuluję :P
Przy tej okazji pozdrawiam J... Jagodę ♥
P.S. Czy ty pod większością rozdziałów, będziesz pytała o zaręczyny? XDDDD