piątek, 20 listopada 2015

20.

23.12.2014 r.


Jak tu się nie nudzić dzień przed Wigilią? Nie da się.
Już prawie koniec roku, a tutaj tyle się wydarzyło. Na początku, ba nawet w połowie, nie powiedziałabym, że ja i Tomek będziemy szczęśliwą parą. Potem ta zdrada Marty, moje głupie zachowania. A przecież wydarzyło się jeszcze więcej. Odnowiłam kontakty z przyjaciółką, zyskałam dobrego kumpla. Żyć nie umierać?
Dobra Iga, kończ z pierdołami i bierz się za robotę. Trzeba pomóc mamie w kuchni, przynieść i ubrać choinkę. Tym bardziej, że w tym roku cała rodzina przyjeżdża do nas na święta.


- Mamo, mogę a chwilę cię zostawić z tym wszystkim? - spytałam od razu po odczytaniu sms'a od Tomka.
-Oczywiście, ale niech Tomek wejdzie do środka, a nie będziecie marznąć na zewnątrz.
- Skąd wiedziałaś?
- Jestem twoją matką. - zaśmiała się - To wystarczy.


Otworzyłam drzwi wejściowe. Tomasz czekał na schodach.
- No już myślałem, że nie wyjdziesz. - powiedział.
- Też się cieszę, że cię widzę. - uśmiechnęłam się.
- No tak, cześć kochanie. - pocałował mnie.
- Od razu lepiej. Chodź do środka na chwilę chociaż. - chwyciłam go za rękę i weszliśmy do domu.
- Dzień dobry!- krzyknął Kędziora wchodząc do środka.
- Cześć! - usłyszeliśmy odpowiedź mojej mamy.
- Macie już choinkę? - spytał - Bo w sumie to przyjechałem, żeby zostawić prezent.
- Nie, jeszcze nie.
- No i gdzie ja mam teraz to zostawić? - spytał pokazując średniej wielkości pudełeczko.
- Możesz mi dać. - wyszczerzyłam się.
- O nie, jutro jest Wigilia i masz do rączki dostać to dopiero jutro. Podam twojej mamie, niech gdzieś schowa. - wpadł na genialny pomysł.
- Dzieci, a może ubierzecie choinkę? - zaproponowała mama - Ja sobie tutaj dam radę,a Iga przynajmniej się do czegoś przysłuży.
- Ej! Przecież pomagam ci cały czas!
- Oczywiście córciu. - powiedziała, a Tomek zaczął się śmiać.
- Tylko, że ja powinienem być już w drodze. - stwierdził.
- Oj zdążysz jeszcze dojechać z trzy razy dzisiaj.



Jak powiedziała mama tak zrobiliśmy. Razem z Tomaszem udałam się do "rupieciarni" po choinkę i wszystkie ozdoby. Po wyznaczeniu odpowiedniego miejsca zaczęliśmy przystrajać drzewko.
- Muszą wisieć wszystkie bombki?  - spytał Kędziora przeglądając pudełka.
- Powieś to, co ci się podoba. - uśmiechnęłam się.


- Jestem z nas dumny. - stwierdził Tomek po zakończeniu "pracy".
- Ja też. Chociaż mogłabym mieś trochę mniej tych anielskich włosów... wszędzie.
- Eeee tam. Całkiem do twarzy ci. - zaśmiał się - Chyba trzeba uwiecznić to dzieło. - wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie - Będę miał dowód do wymówki, żeby w domu nie ubierać choinki.
- Tam ci się nie chce a ze mną się męczyłeś?
- Z tobą to ja mogę robić wszystko. - przytulił mnie i ucałował w czoło.
- Zapamiętam to. - uśmiechęłam się - Musisz już jechać?
- Musze.
- Kiedy wrócisz?
- Na twoje urodziny powiniem być.
- To dobrze.
- Puścisz mnie juz? - spytał uśmiechając się cały czas.
- Jeszcze chwile. - stałam cały czas przytulając go.
- Przecież wyjeżdżam tylko na te święta. Co zrobisz jak pojadę na zgrupowanie?
- Pojadę do babci, tam się mną zajmą.
- Hmm... Niech będzie. - powiedział chyba średnio zadowolony - Już?
- No dobra. - odsunęłam się od niego -Zadzwoń jak dojedziesz i pozdrów Pauline. - odprowadziłam Tomka do drzwi.
- Oczywiście. Do zobaczenia. - pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł.
Powoli wróciłam do kuchni z zamiarem pomocy mamie.
- Jacy wy jesteście słodcy. - zaczęła od razu - Aż miło na was patrzeć.
- pokazała mi zdjęcie mnie i Tomasza przytulających się, a w tle stała ubrana przez nas choinka - Oj córciu mam nadzieje, że zostanie już tak  jesteście dla siebie idealni.
Uśmiechnęłam się tylko. Wzięłam telefon mamy i przestałam sobie fotografię. Chwilę później napisałam wiadomość do Kędziory do której załączyłam zdjęcie.
"Podobno miło się na nas patrzy ;) Milej podróży :D " 
_________________________________
Tak trochę straciłam pomysły, stąd ten dość duży przeskok w czasie. Mam nadzieje, że Wam to nie przeszkadza :)
Dziękuję za wszystkie komentarze <3 i przepraszam za wszystkie błędy ale nie mam już siły dzisiaj tego sprawdzać xd

sobota, 7 listopada 2015

19.

28.08.2014 r.


Wreszcie cały dzień, który możemy z Tomkiem sami. Czasem się zdarza...
Z samego rana Kędziora podjechał pod mój dom. Porozmawiał chwilę z moją mamą czekając aż się wyrobię i od razu mnie porwał. Wyłączyliśmy telefony i ruszyliśmy przed siebie.
Po ponad pół godzinie jazdy samochodem dotarliśmy nad jezioro. Mi osobiście bardzo dobrze znane, bo z rodziną przyjeżdżałam kiedyś tutaj bardzo często.
- Rozkładamy się na plaży, trawie, czy gdzieś bliżej lasku? - spytałam wychodząc z samochodu.
- Skąd takie dobre rozpoznanie terenu?
- Spędziłam tu trochę czasu to wiem. - uśmiechnęłam się.
- Kurdę, a ja myślałem, że znalazłem jakieś ciekawe nowe miejsce. - westchnął.
- Oj tam, ważne, że się starałeś. - ucałowałam go w polik.
I w końcu to ja wybrałam miejsce, gdzie rozłożyliśmy swoje rzeczy. Na trawie, ale tuż przy "spadku" na piasek.... w sumie tam, gdzie zawsze z rodzicami.

- Idziesz do wody? Póki jest mało ludzi. - zaproponował Tomasz.
- Nie idę, nie lubię.. Mogę się przejść po pomoście co najwyżej.
- To chodźmy. - wyciągnął dłoń w moim kierunku, którą od razu pochwyciłam.
Pomógł mi wstać i skierowaliśmy się na pomost. Raczej nie miałam obaw przed zostawieniem wszystkich rzeczy, bo jeszcze nikt mi tutaj niczego nie ukradł.
- Może nie jest tu wyjątkowo ładnie, ale cieszę się, że tu przyjechaliśmy. - powiedziałam.
- Ja też i mam nadzieję, ze będziemy tutaj mieć trochę spokoju.
- Raczej tak... Chyba, że moja ciotka z wnuczkami postanowi przyjść. - zaśmiałam się - W sumie to mam pewien pomysł, ale jeszcze tutaj trochę zostaniemy dobrze?
- Jak chcesz. - uśmiechnął się.

- Tomek... - szturchnęłam chłopaka leżącego na kocu obok mnie.
- Słucham cię Iguś.
- Idziemy na rowerek wodny? - spytałam - Prooooszę... - uśmiechnęłam się słodko.
- Chce ci się?
- Tak... Nudzi mnie leżenie już. Popływamy godzinkę na rowerkach i pojedziemy gdzieś dobrze? - właśnie ułożyłam sobie w głowie plan.
- Jak małe dziecko. Dlaczego ja się godzę? - spytał podnosząc się.
- Bo mnie baaardzo kochasz... tato. - dodałam ostanie słowo w odpowiedzi na nazwanie mnie dzieckiem.
Podeszliśmy do dziewczyny, która zajmowała się wszystkimi "łudkami". Wsiedliśmy do jednego z rowerków wodnych i odpłynęliśmy od pomostu.
- I tak będziemy przez godzinę pływać w kółko? - spytał.
- Jak ci się już sportowcu odechciało deptać to stoimy. - uśmiechnęłam się - Nad czym się tak zastanawiasz?
- Czy jak przesunę się trochę bardziej w twoją stronę to mocno się przechyli to cacko...
- Nawet nie próbuj... - powiedziałam - Wiesz, że nie umiem pływać i boję się wody.
- No tylko spróbuję. - zaczął powoli przesuwać się na drugą połowę rowerka, który zaczął się przechylać.
- Tomek nie! - krzyknęłam.
W tym samym momencie zabrzmiał gwizdek ratownika siedzącego na pomoście... Spojrzałam w tamtym kierunku. Tak, bez wątpienia patrzył na nas.
- Chyba mu podziękuję za uratowanie życia. - westchnęłam.
- Nic by się przecież nie stało. A może ja chciałem tylko cię przytulić?
- No już dobrze.


Nad jeziorem posiedzieliśmy do godziny 16. W między czasie udało mi się zadzwonić do mojej ciotki z małym pytaniem.
- Teraz będę pokazywać ci gdzie jedziemy. - powiedziałam, gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu.
W sumie nie było to daleko. Na szczęście wuja był dzisiaj na działce i zostawił mi klucz.... w naszej skrytce.. ćśśś...
- Co ty na małego grilla? - spytałam idąc w stronę działki.
- Jeśli masz tutaj wszystko czego potrzeba.
- Nie wątp we mnie. - uśmiechnęłam się - Poczekaj chwilę. - powiedziałam i sama przeskoczyłam przez niewielki płocik. Podbiegłam do szklarni i szybko znalazłam kluczyk - Zapraszam. - otworzyłam uliczkę.
Podchodząc do domku Tomek zaczął się śmiać.
- O co ci chodzi?
- O to. - pokazał na ścianę domku.
No tak... Smerfy. Wuja, gdy tylko jego wnuczki zaczęły tutaj przyjeżdżać namalował na ścianie dla nich Papę Smerfa, Smerfetkę i Lalusia.
- Oj tam. To jest słodkie.
- No dobra. Muszę ci zrobić z nimi zdjęcie.
- Pod jednym warunkiem. Ja zrobię też tobie. - uśmiechnęłam się.
- Dobra... ale nikomu tego nie pokażemy. - stwierdził.
- Się zdziwisz jak pół drużyny to zobaczy.
- Mówiłaś coś?
- Nie. Wydawało ci się. - zaczęłam się oddalać od zbliżającego się powoli w moim kierunku Tomasza.
- No nie był bym tego taki pewien. - powiedział i zaczął mnie gonić po całej działce.
No jak dzieci. W pewnym momencie próbowałam wejść na jabłonkę, ale zanim w ogóle zaczęłam się wdrapywać Tomek mnie złapał.
- I co teraz zrobisz? - spytał.
- Teraz mam problem?
- No taki mały. Domagam się przeprosin. - powiedział niosąc mnie w kierunku stolika i krzesełek, które już zdążyliśmy rozłożyć przed domkiem.
- Przepraszam. - uśmiechnęłam się.
- Mało.
- Oj, no dobra. - cmoknęłam go w policzek.
- Jeszcze mało. - śmiał się.
- Uparty jesteś wiesz? - powiedziałam i pocałowałam go.
_________________________________________________________________
Nie wiem czy pisanie rozdziału rano to taki dobry pomysł. Ale to wy ocenicie :D


P.S. Od ostatniego rozdziału zaczęłam odpowiadać na komentarze... Żeby się bardziej zintegrować czy coś takiego xd